POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu JagielloÅ„skiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  AktualnoÅ›ci
 


 

Dylematy moralne w psychoterapii - perspektywa psychoterapeuty

Janusz Morasiewicz

Śmiem twierdzić, że psychoterapia przynależy do medycyny, nie do psychologii, choć czerpie z tej ostatniej natchnienie. To może obrazoburcze twierdzenie dla wielu uczestników dyskusji, którzy jednak ku mojemu zdziwieniu przechodzą bezdyskusyjnie nad tym, że jeśli terapia, to leczenie, a jeśli leczenie to medycyna. Nic to - dla nich, jeśli psychoterapia, to psychologia. Można co prawda dotrzeć do tego, że therapeion to pierwotnie troska, ale jednak już Grecy ten rodzaj troski przypisali lekarzowi.

Psycholodzy być może dokonali więcej wysiłku niż inni, próbując przybliżyć nas do tajemnicy psychiki człowieka, ale nie oznacza to, że stali się terapeutami. Tak, jak i fizycy, badając pracę mózgu czy chemicy wymyślając leki itp. Ani psychologa, ani fizyka nie wiąże zobowiązanie leczenia pacjenta. Wiąże ono lekarza lub innego terapeutę, podejmującego się leczenia kogoś, kto staje się jego pacjentem. Wcześniej i potem nie są dla siebie lekarzem-terapeutą i pacjentem. Lekarza ponadto wiąże w pozycji terapeuty - nawet, gdyby nie miał żadnego pacjenta - przysięga Hipokratesa.

Przyjmując taki punkt widzenia (a nie przyjmując go, należałoby podać dowody na to, że psychoterapia nie jest leczeniem, których w dotychczasowej dyskusji nie dostrzegłem), to dyskurs winien dotykać paradygmatów medycznych, również w odniesieniu do etyki. Próbował to czynić J.W. Aleksandrowicz, ale jego stanowisko, a raczej różne stanowiska, które przedstawił, w większości są dla mnie, również lekarza, nie do pogodzenia z moją etyką psychoterapeuty, co starałem się przedstawić w swoim wcześniejszym wystąpieniu.

Mimo wszystko głos J.W.Aleksandrowicza, choć kontrowersyjny, najbardziej dotyka realnych, a nie wirtualnych problemów, przed którymi staje psychoterapeuta w swojej praktyce zawodowej. Z tych względów w pierwszej kolejności właśnie z nim spróbuję dalszej polemiki.

Psychoterapia - pomaganie czy metoda leczenia

Naprzód zastrzeżenie do sformuÅ‚owania użytego przez J.W. Aleksandrowicza w odniesieniu do psychoterapii jako „jednej z form leczenia”. „Forma” to zewnÄ™trzny ksztaÅ‚t, postać, wyglÄ…d czegoÅ›, szablon, wykrój, wyraz zewnÄ™trzny, nawet naczynie do formowania lub stan sprawnoÅ›ci, ale w odniesieniu do leczenia trudno mi sobie wyobrazić coÅ›, co nazwaÅ‚bym formÄ… tegoż. Nie znam też innych form leczenia.

Psychoterapia jest metodą leczenia, a więc świadomie i konsekwentnie stosowanym sposobem działania psychoterapeuty, proponowanego pacjentowi. Tak to widzę.

Stąd wszelkie konsekwencje: świadoma zgoda pacjenta i terapeuty na takie leczenie, odpowiedzialność terapeuty, ale i odpowiedzialność pacjenta, zobowiązanie do niesienia pomocy pacjentowi i chęć jej uzyskania ze strony pacjenta, wzajemne zaufanie, sumienność i troska obopólna, początek i koniec.

Dla J.W. Aleksandrowicza psychoterapia jest leczeniem polegajÄ…cym na usuwaniu „ewidentnych zaburzeÅ„ zdrowia”. PodnosiÅ‚em ten problem już wczeÅ›niej, podkreÅ›lÄ™ jeszcze raz, że koncentracja leczÄ…cego na zaburzeniu, na leczeniu zaburzenia, powoduje, że leczÄ…cy nastawiony jest i stara siÄ™ dostrzec jakÄ…Å› skazÄ™ w swoim pacjencie, w jego psychice, coÅ› nieprawidÅ‚owego, nazywajÄ…c to zapewne nawet patologicznym. Takie postrzeganie pacjenta, dotkniÄ™tego skazÄ…, patologiÄ… jest czymÅ› piÄ™tnujÄ…cym go. Oto lekarz, terapeuta stwierdza, że jego pacjent „ma” zaburzenie. Pacjent cierpiÄ…cy z powodu swoich dolegliwoÅ›ci utwierdza siÄ™ w tym, że nie tylko cierpi, ale „ma” zaburzenie. Takie spojrzenie na pacjenta, takie myÅ›lenie i przeżywanie go jest warte namysÅ‚u etycznego.

Konsekwencją takiego redukcjonistycznego dostrzegania problemów psychicznych pacjenta w praktyce psychiatrycznej może być trauma, przeżywana przez pacjenta, albo indoktrynacja pacjenta takim poglądem o swoim cierpieniu i w konsekwencji jatrogenizacja. Podam przykład, by nie być gołosłownym.

Jeden z pacjentów, który wcześniej uczestniczył w terapii małżeńskiej, zdecydował się po jej zakończeniu na podjęcie psychoterapii w związku z tym, że zaczął spostrzegać zły, jego zdaniem, wpływ swoich agresywnych słów, łatwego złoszczenia się i popadania w konflikty na pożycie małżeńskie. Zgłosił się do jednej z placówek psychoterapeutycznych, gdzie postawiono mu warunek przeprowadzenia badań diagnostycznych psychologicznych przed ewentualnym podjęciem psychoterapii. W wyniku badań, głównie testowych, zdiagnozowano u niego zaburzenia osobowości. Pacjent upewnił się, czy to oznacza, że jest psychopatą, na co otrzymał odpowiedź twierdzącą. Utwierdziło go to w przekonaniu, że nie chce podjąć leczenia w instytucji, której przedstawiciel jego problemy i jego chęć psychoterapii, wynikającą z poczucia wyrzutów sumienia, poczucia, że zachowuje się niemoralnie, dostrzega i interpretuje w kategoriach zaburzeń osobowości, a nie cierpienia i słabości, nadając mu dodatkowo piętnujące miano: psychopata.

Kiedy ten pacjent zgłosił się po długiej przerwie (w międzyczasie leczył się za pomocą psychoterapii u innego psychoterapeuty) do terapeuty, który był jednym z dwojga terapeutów w czasie jego terapii małżeńskiej, mimo, że minęły już ok. dwa lata od wspomnianego wyżej badania kwalifikacyjnego do psychoterapii, nadal przeżywał tamto doświadczenie jako traumatyczne i początkowy okres terapii dotyczył głównie przeżyć pacjenta, związanych z procedurą kwalifikującą do psychoterapii w owej placówce psychoterapeutycznej.

Czy zatem moralnym jest nazywanie cierpienia pacjenta, tak po prostu „zaburzeniem”, „patologiÄ…”?

Czy moralnym jest mówienie pacjentowi, że z powodu „zaburzenia” powinien siÄ™ leczyć?

Czy moralnym jest „leczenie zaburzenia” a nie pacjenta?

To są pytania warte namysłu w związku z realiami tego, z czym do terapeuty przychodzą pacjenci.

Kolejny problem - „ewidentność” zaburzeÅ„ zdrowia. Ewidentny to oczywisty, widoczny, wyraźny. Zatem ewidentne zaburzenie to zaburzenie oczywiste (dla kogo?), widoczne (dla kogo? przez kogo?), wyraźne (dla kogo?).

Przyjmijmy, że istniejÄ… takie fenomeny, jak „zaburzenia zdrowia”. Jakie miaÅ‚yby być kryteria ustalenia, że niektóre z nich sÄ… ewidentne? (bo przypuszczam, że sÄ… również nieewidentne).

Kategorie oczywistości, ważności czy widoczności są na tyle subiektywne, że przypisywanie im czynnika różnicującego jakieś fenomeny wydaje się zawodne. Być może, z tego między innymi powodu, w medycynie nie rozróżnia się fenomenów zdrowotnych na ewidentne i nieewidentne.

Takie sformułowanie grozi popadnięciem w kolejny problem moralny. Oto przykład.

Do psychoterapeuty został skierowany pacjent innego psychiatry, który nadal go leczył z zastosowaniem farmakoterapii z powodu dwukrotnego wystąpienia u tego pacjenta zaburzeń, rozpoznawanych jako psychotyczne. Powodem zgłoszenia się tego mężczyzny na psychoterapię były uporczywe myśli i wyobrażenia o charakterze natrętnym o treści morderczej (mordował w myśli i wyobrażał to sobie różne znane mu osoby, także z rodziny) i seksualne (wyobrażał sobie, że gwałci różne napotykane osoby - kobiety i mężczyzn, a także dzieci, w tym również z własnej rodziny). O swoich myślach i wyobrażeniach informował lekarza, mówił o nich rodzicom i bratu. Temu ostatniemu powiedział m.in., że ma takie myśli wobec jego żony, a nawet wobec nienarodzonego jeszcze ich dziecka (bratowa była w ciąży). Przejeżdżając koło cmentarza wyobrażał sobie, że otwiera groby i współżyje seksualnie z trupami. Miał też wyobrażenia o współżyciu z wszelkimi napotykanymi zwierzętami (ssakami i ptakami). Nie akceptował tych przeżyć i bał się ich realizacji. Powyższe przeżycia nie ustępowały w wyniku farmakoterapii, długotrwale i poważnie dezorganizują jego życie.

Z powodu tych przeżyć pacjent cierpiał, jak twierdził, o wiele bardziej niż z powodu wcześniejszych doświadczeń psychotycznych, których nawrotu jednak się bardzo obawiał ze względu na ówcześnie występujące zachowania agresywne wobec rodziców (pobił matkę i ojca, gdy chcieli skłonić go udania się do psychiatry, z tego powodu został przyjęty do szpitala psychiatrycznego bez zgody, a w trakcie pobytu tam, w związku z czynnym oporem przed przyjmowaniem leków i usiłowaniem oddalenia się ze szpitala, był kilkakrotnie unieruchamiany za pomocą pasów do łóżka ).

Mówił o sobie, że jest nie jest i nie chce być mordercą, że jest heteroseksualny, że nie czuje się pedofilem, zoofilem ani nekrofilem.

W trakcie psychoterapii pacjent zaczął odczuwać, że myśli i wyobrażenia - zarówno mordercze, jak i o charakterze seksualnym nie mają tak jednoznacznie nieakceptowanego charakteru, że są również wyrazem jego pragnień, choć nadal odczuwał obawę przed ich zrealizowaniem. Zaczął mniej się bać swoich pragnień. Zadawał sobie i terapeucie pytanie, co by się stało, gdyby zrealizował któreś z tych wyobrażeń, związanych z jego pragnieniami, których wcześniej nie odczuwał albo bał się ich tak, że nie czuł pragnienia ich realizacji tylko strach przed nimi. Ponadto miał poczucie, że odczuwanie tych pragnień pojawiło się w czasie i w związku z psychoterapią. Z lęku przed realizacją swoich wyobrażeń i zawartych w nich pragnień czasowo przerwał psychoterapię na około miesiąc, gdy konsultujący go psychiatra zaproponował mu leczenie w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu ze szpitala wrócił do psychoterapii.

Dalszy przebieg psychoterapii przyniósł pogodzenie się pacjenta z tym, jakie miewa pragnienia, i z tym, że nieakceptowanych przez siebie nie będzie realizował, zwłaszcza by nie krzywdzić innych. Uzyskał też poczucie pewności siebie umożliwiające mu na stopniowe zamienienie, w porozumieniu z konsultującym go psychiatrą, leków przeciwpsychotycznych na stabilizujące nastrój, a także powrót do kierowania własną firmą po około trzech latach niezajmowania się nią.

Gdyby psychoterapeuta skoncentrowany byÅ‚ na leczeniu „ewidentnych zaburzeÅ„” tego pacjenta, to być może pacjent nie mógÅ‚by siÄ™ wyleczyć z tego, z czego siÄ™ wyleczyÅ‚.

Zapoznanie czÅ‚owieka w pacjencie to chyba najwiÄ™ksze niebezpieczeÅ„stwo „leczenia, usuwania ewidentnych zaburzeÅ„ zdrowia”.

Pytanie J.W. Aleksandrowicza: „Czy mamy prawo stawiać siÄ™ w pozycji eksperta twierdzÄ…cego, że wie, jaki czÅ‚owiek powinien być i może dopomóc mu w tym, by siÄ™ takim staÅ‚?”, zadajÄ™ autorowi tegoż pytania. ZadawaÅ‚em je już w pierwszym wystÄ…pieniu, bowiem takie wÅ‚aÅ›nie tezy wyczytaÅ‚em w tekÅ›cie wprowadzajÄ…cym do dyskusji.

Uważam, że nie mam takiego prawa. J.W. Aleksandrowicz daÅ‚ sobie takie prawo - tak napisaÅ‚ we wczeÅ›niejszym tekÅ›cie, a w „GÅ‚osie w dyskusji” retorykÄ… tego pytania zdaje siÄ™ w nie powÄ…tpiewać. Z ciekawoÅ›ciÄ… poznaÅ‚bym argumenty autora za i przeciw, i to, jak godzi oba stanowiska, albo podanie, które z tych stanowisk wybiera.

Pomaganie versus leczenie

Jeśli, idąc śladem myśli J.W. Aleksandrowicza, przeciwstawiać pomaganie psychoterapii, tj. leczeniu, dojść można do paradoksu, że psychoterapia nie jest pomaganiem. Z historii i z aktualnych doświadczeń medycyny wiem, że nie zawsze leczenie pomaga, ale nie oznacza to, że w etos medycyny pomaganie nie jest immanentnie wpisane. Gdyby tak nie było, zatraciłby się sens medycyny i leczenia. Istotą leczenia, a więc psychoterapii także, jest pomaganie, a przynajmniej gotowość, chęć, nastawienie do pomagania. Pomagania w ulżeniu cierpienia, choćby przez towarzyszenie cierpiącemu pacjentowi, jeśli inna pomoc jest niemożliwa. Z drugiej strony nie każda pomoc psychologiczna, albo tylko niewiele z nich jest psychoterapią.

Czy zatem psychoterapia, będąca leczeniem, które miałoby pomóc pacjentowi ulżyć w jego cierpieniach, może prowadzić do dylematów moralnych?

Do psychoterapeuty zgłosił się mężczyzna, który poprosił o podjęcie psychoterapii. Mężczyzna ten cierpiał z powodu bezsenności, przygnębienia, anhedonii, złej koncentracji, myśli rezygnacyjnych, zamartwiania się o to, że może żonę i dwoje ich dzieci zarazić wirusem HIV z powodu kontaktu seksualnego z jedną z pracownic agencji towarzyskiej, które zostały zaproszone na spotkanie towarzyskie przez dyrekcję firmy, w której pracował, z okazji jej jubileuszu. Uporczywe myśli o charakterze natrętnym znacznie ograniczały jego możliwości zawodowe (był adwokatem). Wykonywał kilkakrotnie badania serologiczne w kierunku przeciwciał anty-HIV, obawiając się wciąż, że mogą się pojawić. Zgłosił się w sprawie leczenia do lekarza chorób zakaźnych, ale ten nie stwierdził wskazań do jego podjęcia. Tym niemniej mężczyzna ten unikał kontaktów seksualnych z żoną od czasu tamtego zdarzenia, jednocześnie nie informując jej o nim z lęku o trwałość małżeństwa i z przekonania, że żona podzieli jego pogląd co do ryzyka zarażenia, obciążając go dodatkową winą za zaistniałą sytuację. Mężczyzna ten był osobą religijną wyznania rzymskokatolickiego. Uważał, że większość jego przeżyć to wyrzuty sumienia i należna mu kara za grzech, którego dopuścił się. Sądził, że zasługuje na cierpienie, którego doznaje. Mówił jednak, że jego żona i dzieci nie zasługują na skutki jego cierpienia. Bowiem obawiał się, że przestanie być zdolnym do zarabiania pieniędzy, jego rodzina popadnie w biedę. Wiedział, że żona i dzieci przejmowały się jego cierpieniem, żona ponadto była zaniepokojona jego abstynencją seksualną i zaczęła się zamartwiać tym, że przestał ją kochać, że może znalazł inną kobietę i chce ją porzucić.

W sprawie leczenia - psychoterapii zgłosił się namówiony przez żonę. On sam zastanawiał się nadal, czy jego problem jest czymś, z czego winien się leczyć, czy jego cierpienie jest należną karą za grzech, który winien odpokutować. Rozmawiał o tym z dwoma księżmi: swoim spowiednikiem, który jego przeżycia odniósł do popełnionego grzechu, dając mu rozgrzeszenie, i ze swoim znajomym księdzem teologiem, będącym także psychologiem, który nie dał mu jednoznacznej odpowiedzi, co do natury jego przeżyć, rozpatrywanej w kategoriach religijnych.

Pacjent ten zadał też psychoterapeucie pytanie, czy z powodu swoich przeżyć i ich konsekwencji może albo powinien podjąć leczenie. Zadawał też pytanie, czy powinien zażywać leki przeciwdepresyjne, bo uważał, niezależnie od przekonania o tym, że cierpi z powodu grzechu, i że na to cierpienie zasłużył, że jego cierpienie przejawia się depresją i natrętnymi myślami.

Psychoterapeuta zastanawiał się czy może/nie może albo powinien/nie powinien podjąć psychoterapię z tym pacjentem? Pacjent zastanawiał się nad tym samym.

Etyka psychoterapeuty etykÄ… medycznÄ… czy etykÄ… psychologicznÄ…

Ustosunkowując się do stwierdzeń K. Sikory w jej drugim wystąpieniu uważam, że etyka zawodowa psychologa nie jest tożsama z etyką zawodową psychoterapeuty. Można być moralnym psychologiem i niemoralnym psychoterapeutą. Psycholog łowca kadr nie jest psychoterapeutą, etyka tego pierwszego ma niewiele wspólnego z etyką terapeuty, a więc osoby leczącej.

Podobne zastrzeżenia co do „psychologocentrycznego” widzenia problemów etycznych w psychoterapii zgÅ‚aszam do stwierdzeÅ„ Sz. Wróbla, który pisze, że „ przerost zagadnieÅ„ deontologicznych we współczesnej psychologii jest prostÄ… konsekwencjÄ… rozpadu etyki ogólnej na rzecz etyk szczegółowych, wÄ…sko-specjalistycznych, takich jak bioetyka…”

Sądzę, że problemy etyczne dotknęły psychologów przede wszystkim z tytułu tego, że część z nich podjęła działania zawodowe terapeutyczne wchodząc w krąg paradygmatu i doświadczeń medycyny. Być może konsekwencją tego jest też poczucie konfliktu z zastanym stanem rzeczy odnośnie rozwiązań etycznych (głównie deontologicznych).

Z wymienionych przez Sz. Wróbla przykładów za podręcznikiem Ethical Principles of Psychologists and Code of Conduct większość dotyczy problemów etycznych związanych z paradygmatem medycznym, a ich implementacja do kodeksowych rozwiązań psychologicznych jest wtórna. Podkreślam to, gdyż w przeciwnym razie pierwotność i pierwszeństwo etyki medycznej w psychoterapii-leczeniu może ulec zapoznaniu.

Tę pierwotność staram się podkreślać nie z tytułu, że jestem lekarzem, lecz z tego powodu, że z doświadczenia zawodowego wnoszę o silniejszych normach etycznych, przyjmowanych w obrębie medycyny niż poza nią.

JeÅ›li przyjmiemy, że etyka w psychoterapii nie jest etykÄ… medycznÄ…, lecz psychologicznÄ…, da to zapewne efekt „równi pochyÅ‚ej”, tj. stopniowej i nieuchronnej „erozji” zasad etycznych w obrÄ™bie psychoterapii. Nie oznacza to, że psycholog jest mniej etyczny niż lekarz, lecz to, że lekarz doÅ›wiadczajÄ…c znacznie częściej i w o wiele wiÄ™kszym zakresie brzemienia etycznego swoich decyzji podlega znacznie wiÄ™kszej presji etycznej z tytuÅ‚u zawodu niż psycholog. DoÅ›wiadczam tego bÄ™dÄ…c lekarzem psychiatrÄ… i psychoterapeutÄ…. To wiÄ™ksze brzemiÄ™ etyczne zawodu lekarza sprzyja moim zdaniem wiÄ™kszemu rygoryzmowi terapeutycznemu, a tym samym wiÄ™kszemu rygoryzmowi etycznemu.

Sprawiedliwość i psychoterapia

Stwierdzenie Sz. Wróbla, że sprawiedliwość jest podstawowÄ… relacjÄ… etycznÄ…, rzÄ…dzÄ…cÄ… wszelkimi interakcjami ludzkimi, w tym nade wszystko terapeutycznymi, nasycone jest sÄ…dem dyskryminujÄ…cym, co do wagi i znaczenia, inne zasady i wartoÅ›ci. Jako takie w odniesieniu do psychoterapii naznacza jÄ… silnie „ideologiÄ… sprawiedliwoÅ›ci”.

Zastanawiam się, jak miałbym postępować jako moralny psychoterapeuta kierując się nade wszystko, jak postuluje autor, zasadą sprawiedliwości wobec pacjenta w psychoterapii. Ponadto, skoro etyka jest relacyjna, to jak sprawiedliwie wobec terapeuty powinien zachowywać się pacjent. Czy posługując się kategorią sprawiedliwości pacjent może się posłużyć próbując rozstrzygnąć np. czy moralne jest to, że zakochał się w terapeucie mężczyźnie, w tzw. relacji przeniesieniowej, porzucając swoją partnerkę, a zarazem oskarżając terapeutę, że w wyniku psychoterapii ujawnił się jego biseksualizm. Podobne oskarżenie wobec psychoterapeuty rzuca partnerka tego pacjenta. Co na to psychoterapeuta, czując się i niesprawiedliwie (bo zakochanie pacjenta jest wpisane w relację terapeutyczną i może sprzyjać leczeniu pacjenta) i zarazem sprawiedliwie (bo czuje dramat pacjenta i jego partnerki) oskarżanym?

Czy sprawiedliwość może być nadrzędna w odniesieniu do tej sytuacji?

Czy „psychoterapia zawsze odbywa siÄ™ w imiÄ™ sprawiedliwoÅ›ci jako bezstronnoÅ›ci”, jak twierdzi Sz. Wróbel?

PomijajÄ…c kategoryczny charakter tego twierdzenia w tekÅ›cie autora, chcÄ™ zwrócić uwagÄ™, że po pierwsze sprawiedliwość z zasady nie jest bezstronna tylko stronnicza z punktu widzenia tych, których dotyczy. Metafora Å›lepej sprawiedliwoÅ›ci jest w tym wypadku dwuznaczna. Wszelkie rozstrzygniÄ™cia sprawiedliwe sÄ… w oczach tych, którzy rozsÄ…dzajÄ… lub dzielÄ… „sprawiedliwie”, a niesprawiedliwe w oczach tych, których owo rozsÄ…dzanie lub dzielenie dotyczy.

Są różne sprawiedliwości i różne teorie sprawiedliwości. Która z nich byłaby zatem najważniejsza?

Bezstronność w psychoterapii jest nie do wyobrażenia. Podobnie, jak neutralność. Obie to utopie.

Odpowiedzialność, troska, odwaga, sumienność, wiarygodność, poczucie powinności i zobowiązanie wobec pacjenta to słowa, które przychodzą mi na myśl, gdy myślę o sobie jako psychoterapeucie. Sprawiedliwość też przychodzi mi na myśl w kontekście psychoterapii, jednakże nie determinuje ona w moim odczuciu i nie określa całego porządku psychoterapii. Z teorii J. Rawlsa bardziej słowa dotyczące wzajemności niż sprawiedliwości dotykają istoty relacji psychoterapeutycznej.

Sprawiedliwość wikła się w relację psychoterapeutyczną i w ogóle leczniczą niejako z boku, gdy pojawia się obok Innego jeszcze ktoś trzeci. Do poczucia sprawiedliwości odwołuję się, gdy myślę o tym, że poświęcając swój czas jednemu pacjentowi, który tego potrzebuje, zabieram go innemu potrzebującemu, a kolejnemu nic nie daję. Albo, gdy myślę, że mógłbym pomóc jakiemuś pacjentowi poprzez psychoterapię, ale w miejscu, gdzie go konsultuję psychiatrycznie nie zajmuję się psychoterapią i nie ma tam psychoterapeuty o kwalifikacjach pozwalających na podjęcie psychoterapii z tym właśnie pacjentem, którego z kolei nie stać na opłacenie psychoterapii z własnej kieszeni tam, gdzie zajmuję się psychoterapią.

To są dla mnie istotne problemy etyczne, ale nie dotykają one sedna najtrudniejszych dylematów w samej relacji z pacjentem w psychoterapii.

Reasumując uważam, że przypisywanie etyce w psychoterapii jednej podstawowej zasady czy wartości etycznej prowadzi nieuchronnie do podporządkowania jej innych wartości. Tymczasem relacja psychoterapeutyczna, jak i inne relacje, nie daje się sprowadzić do jednego podstawowego wymiaru, jest wielowymiarowa. Etyka w psychoterapii, etyka psychoterapeuty i pacjenta jest także wielowymiarowa, podobnie jak cała etyka medyczna i zapewne etyka w ogóle.

Janusz Morasiewicz

  1. Psychoterapia - pomaganie czy metoda leczenia
  2. Pomaganie versus leczenie
  3. Etyka psychoterapeuty etykÄ… medycznÄ… czy etykÄ… psychologicznÄ…
  4. Sprawiedliwość i psychoterapia
powrót
 
webmaster © jotka