POLSKI    ENGLISH   

Internetowy Serwis Filozoficzny

przy Instytucie Filozofii    Uniwersytetu Jagiellońskiego

|  Forum |  Literatura |  Linki |  Aktualności
 


 

Garść wątpliwości

Włodzimierz Galewicz

Kodeks i trudne obszary medycyny. Kazimierz Szewczyk w końcowej partii swojego referatu wymienia kilka najważniejszych wad polskiego Kodeksu Etyki Lekarskiej "spowodowanych jego eklektyzmem". Ostatnią z nich ma być "zamieszczenie regulacji etycznie trudnych obszarów medycyny", które "wystawia Kodeks na wojny światopoglądowe". Mam wątpliwości, czy jest to rzeczywiście wada. Czy regulacje kodeksu etyki lekarskiej mają się ograniczać do tych obszarów medycyny, które są etycznie łatwe? Zgodziłbym się raczej z opinią Ryszarda Sarkowicza, który wręcz uważa, że rzetelna kodyfikacja "nie powinna omijać problemów trudnych, gdyż wówczas jej wartość jest niewielka". Jest oczywiście wielkim problemem, jak stworzyć jeden kodeks etyki lekarskiej, biorący pod uwagę pstrą wielość wyznawanych w naszym społeczeństwie światopoglądów. Ale chyba przecież nie tak, że uczyni się go światopoglądowo bezbarwnym czy też neutralnym.

O zmiennej rzeczywistości i nienadążaniu norm. Nie mam również zupełnej jasności, jak właściwie rozumieć przedostatnią wadę Kodeksu Etyki Lekarskiej, pojawiającą się na liście Szewczyka. Najpierw bowiem czytamy: "Rozbudowany kodeks o eklektycznym charakterze jest narażony na zbyt częste modyfikacje i uzupełnianie przepisów powodowane pojawianiem się nowych problemów etycznych" (podkr. moje, W.G.). Z dalszego ciągu zdaje się jednak wynikać, że te wymuszone przez zmienną rzeczywistość modyfikacje Kodeksu są nie tyle "zbyt częste", ile nie dość częste: "Techniczne trudności, np. konieczność powołania zespołów problemowych, związane z uchwalaniem takich modyfikacji i uzupełnień oraz konieczność zatwierdzenia ich przez Zjazd reprezentantów środowiska są przyczyną nienadążania kodeksowych rozwiązań za zmianami w systemie wartości i preferencji społecznych związanych z systemami opieki zdrowotnej" (podkr. moje, W.G.). O tym, że oficjalna normatywna regulacja procedur medycznych z konieczności jest sową Minerwy, wspomina także Alicja Przyłuska-Fiszer: "Jest rzeczą oczywistą, że rozwiązania prawne nie nadążają za rozwojem medycyny". Ta uwaga stosuje się nie tylko do rozwiązań prawnych w ścisłym rozumieniu, lecz także do quasi-prawnych ustaleń odpowiednich organów samorządu lekarskiego, jakkolwiek w moim własnym referacie wyrażałem - za Józefem Boguszem - przynajmniej nadzieję, że te drugie mogą być mniej bezwładne od pierwszych. Najszybszej zaś normatywnej reakcji na zmiany w świecie medycznym można by oczekiwać od odpowiednich komisji czy też "roboczych zespołów", bez względu na to, czy wydawane przez nich "opinie" będą inkorporowane do szeroko pojmowanego "kodeksu", czy nie.

Rola kodeksu i chromatyka przekonań. Paweł Łuków w swym referacie zdaje się być przekonany o nikłej (w najlepszym razie "pomocniczej") wartości kodeksów etyki lekarskiej, a swoje przekonanie uzasadnia między innymi tak: "Jeśli więc kodeksowe nakazy i zakazy mają kształtować działanie lekarzy, to wartość tych pouczeń – w przypadku, gdy zgadzają się z przekonaniami moralnymi lekarza – będzie pomocnicza. Jeżeli zaś te nakazy i zakazy wchodzą w konflikt z przekonaniami moralnymi lekarza, to kształtowanie jego działań przez nie, a nie przez jego własne przekonania o dobru i słuszności, może w najlepszym razie wyjaśniać konformizm, a w najgorszym – hipokryzja". Rozumowanie jest na pozór nieodparte, ponieważ wydaje się zastosowaniem logicznego schematu inferencyjnego: "jeżeli p, to q; jeżeli nie-p, to q; a zatem w każdym razie q" (gdzie literka q symbolizowałaby uzasadnianą tezę o nieuchronnie nikłej wartości kodeksów). Faktycznie jednak ten niepodważalny schemat można by tutaj zastosować jedynie w wypadku, gdyby hipotetyczna sytuacja, do której odnosi się pierwsze "jeżeli" Łukowa, była kontradyktorycznym przeciwieństwem tej, do której odnosi się drugie, tzn. gdyby między lekarzem przekonanym o słuszności jakiejś normy a lekarzem przekonanym o jej niesłuszności zachodził podobny stosunek, jak między rzeczą czarną i rzeczą nie-czarną. Faktycznie jednak stosunek między tymi lekarzami wypada raczej porównać do tego, jaki zachodzi pomiędzy czymś czarnym oraz czymś białym, a wywód Łukowa dziwnie nie uwzględnia, że świat jest pełen odcieni szarości. Pomiędzy lekarzem już i tak przekonanym o słuszności jakiejś regulacji normatywnej (np. normy zakazującej wszelkiej aborcji ze względów socjalnych) a lekarzem przekonanym o jej niesłuszności znajdzie się przecież miejsce także dla medyka, który jest jeszcze nie całkiem przekonany o pierwszym czy drugim, który jest jeszcze niepewny, chwiejny, niezdecydowany... Co więcej, takie niezdecydowanie czy też "doksyczne niedookreślenie" w świecie niełatwych problemów i trudnych wyborów nie wydaje się żadnym wyjątkiem; jest ono - a nawet powinno być - postawą normalną. A przecież dla lekarza, który zajmuje taką normalną postawę wątpienia i niepewności, fakt, że pewna sporna norma została - w wyniku rzetelnej dyskusji przeprowadzonej w kompetentnym gremium - wprowadzona do kodeksu etyki, nie może być faktem pozbawionym wszelkiego znaczenia czy też ważnym jedynie ze względów pragmatycznych lub konformistycznych. Można rzecz jasna spierać się o to, czy ta lub inna regulacja w obowiązującym Kodeksie Etyki Lekarskiej została rzeczywiście przyjęta "w wyniku rzetelnej dyskusji przeprowadzonej w kompetentnym gremium", ale to już inna sprawa...

Komputery i sylogizmy. Krzysztof Marczewski w ostatnim punkcie swoich defetystycznych uwag o "kodeksach, których nikt nie czyta" zadaje pytanie: "Ciekawe, co zmieni informatyzacja i w ogóle postęp nauki, ale nie można wykluczyć, że powstaną kodeksy pisane przez komputer (program) w oparciu o szczegółowe dane i ogólne zasady. Nam pozostanie pięknie różnić się w sporze o pryncypia a resztę zrobią maszyny". W referacie Pawła Łukowa czytamy natomiast: "Ogólność kodeksowych nakazów i zakazów sugeruje sylogistyczne rozumienie namysłu moralnego, w którym z ogólnych pouczeń o działaniu w połączeniu z jednostkowymi opisami okoliczności dedukcyjnie wyprowadza się jednostkowe instrukcje o działaniu". Różnica między dwoma autorami polegałaby więc - w pewnym wybaczalnym mam nadzieję uproszczeniu - na tym, że pierwszy dopiero wygląda wiatraków, a drugi już z nimi walczy. Ani obawy Marczewskiego, ani obiekcje Łukowa nie wydają się bowiem zbyt uzasadnione. W rzeczywistości kodeksy etyki lekrskiej ani nie są, ani też nigdy chyba nie będą zbiorami ogólnych norm - "większych przesłanek" - z których dałoby się niejako automatycznie wywieść stosowne praktyczne konkluzje, odwołując się do "mniejszych przesłanek" o zawartości czysto opisowej. Weźmy choćby pod uwagę przywoływany już w trakcie tej dyskusji artykuł 31 Kodeksu Etyki Lekarskiej, zgodnie z którym: „w stanach terminalnych lekarz nie ma obowiązku podejmowania i prowadzenia reanimacji lub uporczywej terapii i stosowania środków nadzwyczaj­nych". Aby móc zastosować ten przepis do konkretnej sytuacji, lekarz musi przede wszystkim ocenić, czy pewien brany przezeń pod uwagę środek terapeutyczny będzie w tej sytuacji "środkiem nadzwyczaj­nym". Tymczasem coś takiego można właśnie jedynie ocenić, a nie po prostu stwierdzić lub ustalić w taki sposób, w jak stwierdza się lub ustala fakty czysto opisowe. I chociaż cytowany przepis - jak zauważa Kazimierz Szewczyk - jest niedoskonały, to jednak jego niedoskonałość nie wynika z owej "normatywnej otwartości", którą wypada uznać raczej za cechę normalną.


  1. Kodeks i trudne obszary medycyny
  2. O zmiennej rzeczywistości i nienadążaniu norm
  3. Rola kodeksu i chromatyka przekonań
  4. Komputery i sylogizmy
powrót
 
webmaster © jotka